Step

[Tkacz Losu]

Step rozciąga się tam gdzie jeszcze nie tak dawno temu były lasy, wielka równina, rzeki, jeziora. Niestety to wszystko zostało obrócone w pył, jednakże przyroda nie dała za wygraną. W niektórych miejscach widać jak z powrotem budzi się do życia w postaci kępki trawy czy niewielkich krzaków.

[Helion Kanavar]

-No -No a jak miałby? nie brał niczego na przebranie. Nie jest zresztą wybredny i da rade nawet w takiej formie i ubiorze.
-No to z twoja mamą- Blonyn nie przywykł i dla niego to nie było normą. Czuł sie winny bo sie jego rodzicielka dodatkowo wkurzyła wiedza jakie łączą ich relacje. Dałby sie jej obić nawet jakby przyniosłoby to jej ulgę. No ale sam na talerz nie będzie sie jej kłaść.

[Mephisto Kudo]

Spojrzałem na niego zrezygnowany - Idzi do mojego pokoju i weź sobie jakiś dres a ja poczekam na dole - no nie będzie mi tu w dżinsach biegać czy czymś tam co ma.
- Aaaa to, spoko - machnąłem ręką - Tak jest za każdym razem kiedy jestem w odwiedzinach plus jak ona wpada do miasta a że teraz nie wie gdzie mieszkam to no - uśmiechnąłem się. No mi to było bardzo na rękę, przynajmniej tam mnie nie męczy.

[Helion Kanavar]

-No dobra- nie będzie sie z nim teraz o to wykłócać. Wrócił na górę i poszukał coś i ubrał. No odpowiednio sobie robiąc zakładki na spodniach. No jest kurduplem ale trudno. Zszedł na dół.
-no to jestem gotowy- Stwierdził pokazując mu się- No to lepiej, że nie wie- Nie chciałby demolki w mieszkaniu.

[Mephisto Kudo]

No to zszedłem na dół zahaczyłem o kuchnię sprawdzając jak się ma sprawa z kolacją, no jeszcze trochę i będzie gotowa no i zostałem upomniany abym daleko nie odbiegał. Wcześniejsza kłócąca dwójka gdzieś się ulotniła to nawet i lepiej.
Próbowałem się nie zaśmiać widząc go w moich za dużych ciuchach - Wyglądasz jak krasnoludek - no nie wytrzymałem śmiejąc się zaś tato wyglądając z kuchni stwierdził, że się go czepiam. No super i tato przeciwko mnie, zaśmiałem się w myślach. Otworzyłem drzwi na zewnątrz - Też się z tego cieszę - przyznałem. Potarłem ręką kark ruszając biegiem w przeciwną stronę od sadów.

[Helion Kanavar]

-No bez przesady, jestem po prostu standardowy, zaś ty wysoki- no mało to ogarnął. Chciał to jakoś inaczej ująć ale wyszło co wyszło. Ruszył za nim. Jakoś nie często miał okazje biegać ale no. Jest dość wytrzymały i w miarę stałym tempie będzie w stanie biec dość długo.
-Fajna ta rodzinka, widać, ze sie kochacie- No było to widać, może trochę to dziwnie wyglądało ale no. Tak mimo wszystko tak ciepło na duszy.
-Zazdroszczę- Powiedział ze szczerością.

[Mephisto Kudo]

Na to stwierdzenie zacząłem się śmiać jak głupi - Standardowy - powtórzyłem śmiejąc się jeszcze głośniej i oberwałem od ojca plastrem sera w czoło. No chłop cela miał jak nic, do tego mnie upomniał że nie ładnie się tak śmiać z gościa. Nie wdawałem się w dyskusję bo akurat z nim to na bank bym przegrał. Przeprosiłem Heliona aby no starszy się nie upomniał a później znowu schował się w kuchni.
Biegłem równym tempem szybszy ale jednak równym - Na swój sposób na pewno - wzruszyłem ramionami. Rodzeństwo było spoko ojciec też no największe problemy to miałem z matką ale no, jakoś szło.
- Czego? Przecież też do niej po części już należysz jak nie w całości - no taka prawda nie?

[Helion Kanavar]

-No tak- no jak on może tak się śmiać, no wiecie co no. Nie jest krasnalem, no tak. dobra jego wzrost dyskwalifikuje go w oczach tak większości kobiet ale no trudno. Ma za to bogate wnętrze od co, nie tylko no ...
-Fajnie tak- Biegł starając sie dotrzymywać mu tempa. Wyprzedzać nie będzie. Go az tak nie nosi.
-niby tak...- Ale kwestia bycia zaakceptowanym to też inna sprawa do tego niby ślub by był potrzebny czy cos. nie był pewny czy moze tak uważać jak on mówi. wątpił aby był w stanie traktować ich tak luźno jak sami sie traktują.

[Mephisto Kudo]

Dobrze, że ma to bogate wnętrze gorzej gdyby go nie miał.
No ja to nie wiem jak to nie mieć rodziny to no, mam na kogo liczyć w razie potrzeby a u Helka z tym ciężko. Chociaż ma dwie siostry ale nic kompletnie o nich nie wie a one o nim. A tempo utrzymywałem standardowe, zaśmiałem się w myślach. Po drodze minęliśmy kilka chatek co prawda to ule dla pszczół ale no wyglądały jak nieduże domki. Wbiegłem w taki mały zagajnik.
- Co niby? Już mnie nie chcesz? - zapytałem, akceptacja prędzej czy później będzie a jak nie to mi wystarczy że kilka osób go polubi. Nie wszyscy muszą to mi ma się on podobać a nie im.
Zatrzymałem się przed dość wysokim drzewie z tabliczką przybitą do niego. Wyciągnąłem z kieszeni kadzidełko odpaliłem je od zapałki, złożyłem ręce jak do modlitwy szepcząc kilka słów z pochyloną głową. Kiedy skończyłem włożyłem kadzidełko w szczelinę kory i pobiegłem dalej.

[Helion Kanavar]

-Nie pozbędziesz sie mnie tak łatwo- zaśmiał się, bo i chciał i nie miał zamiaru go zostawiać czy coś. Nie ma takiej opcji. Za to zatrzymał sie z nim i przyglądał temu co ten robił. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Odezwał się dopiero dalej jak ruszyliśmy.
-To jakieś święte drzewo?- Skierował pytanie do chłopaka. Może jakiś zwyczaj z tej mieściny?

[Mephisto Kudo]

- No to czuj się jak w rodzinie - wzruszyłem ramionami.
Zaśmiałem się pod nosem - Nie, tam został pochowany mój brat - rzuciłem lekko, może aż za lekko. Nie zamierzałem jednak lamentować, że go już nie ma i to było moim motorkiem aby jednak wyjść pobiegać. Nie mógłbym przyjechać do domu i się z nim nie przywitać. Owszem dość dziwne miejsce na pochówek ale no. Nie posiadaliśmy zwykłego cmentarza, zmarli byli chowani zazwyczaj w tych miejscach gdzie odzwierciedlały ich albo sami lubili. Dość dziwny zwyczaj.