Strona 1 z 1

Mae Elev

: wt paź 13, 2020 1:42 am
autor: Mae Elev
Mae Elev l Mag l 01.01.1999

Historia:
Ród Elev to istny dowód tego, że nawet w cywilizowanym świecie ważne jest prawo dżungli – prawo silniejszego. Od zawsze zadawali się tylko z ludźmi wpływowymi, koniecznie innymi magami, gardząc innymi rasami, najchętniej widząc by ich w roli nierzucających się w oczy poddanych. Potrafili tworzyć bale dla ogromu ludzi, pokazując swoje bogactwo i znajomości, a przy okazji potrafiąc wbić nóż w plecy przyjaciół i cieszyć się z ich porażki. Dla członków swojej rodziny zachowywali się inaczej – owszem, wymagano bezwarunkowego posłuszeństwa młodszych względem starszych, decydowano o życiu pojedynczej jednostki od A do Z, jednak nie byliby w stanie nikogo porzucić czy wydziedziczyć, a to za sprawą jednej, prostej rzeczy, którą to oczywiście nie była miłość, a wielkość rodziny, znaczna jej większość miewała problemy z płodnością, również prawie że nigdy nie zdarzały się ciąże wielorakie. Także na początku XXI wieku, na świecie pozostała ich niewielka część – starszyzna poumierała, inni dołączyli do różnych rodów albo się przeprowadzili w inne części świata – każdy miał inny powód: chęć ucieczki, odcięcia się od patologii czy może rozbudowania więzów.
Mimo tych różnych przyczyn, Mae nie było dane poznać innych członków rodziny oprócz, rzecz jasna, własnych rodziców, którzy od najmłodszych lat dziewczynki obchodzili się z nią jak z jajkiem, kupując każdą rzecz, na którą by nie spojrzała i nie poprosiła. Bo jak inaczej traktować jedynaczkę, która przyszła po tak długich próbach starania się o dziecko? Kochali ją, nie było w tym wątpliwości, daliby za nią rękę uciąć, jednocześnie nie zaprzestając w konserwatywności rodziny. Posłuszeństwo to podstawa. Najmłodsza Elev wręcz instynktownie wiedziała, co ma powiedzieć, by zdobyć aprobatę i zgodę rodziców, sprawić, aby się na nią nie złościli… Albo prawie zawsze, bowiem brakowało jej jednego – kontaktu z rówieśnikami, rodzice, osamotnieni w rodzinie, coraz bardziej zamykali się w swoim świecie, rzadziej organizowali imprezy, uważając, że więcej im nie potrzeba – istne żałosne zachowanie, myślało wówczas dziecko, zdania nigdy nie zmieniwszy, zewnątrz okazując im zrozumienie. Jednak to właśnie na tego typu balach miała najwięcej do czynienia z innymi osobami, dziećmi „przyjaciół” rodziców.
Większość, jak nie wszystkie, bliskich spotkań z wężem kończy się tragicznie, śmiertelnie, jeśli owe gady są jadowite. Całe życie, dość krótkie, więc przeleciało dziewczynie, kiedy po niechcącym nadepnięciu na to zwierzę, które zaczęło się niebezpiecznie zwijać i ostry błysk pojawił się w czarnych, małych oczkach. Chwila trwająca wieczność, którą zagłuszał paniczny głosik w jej głosie „zróbcośzróbcośzróbcoś”. I zrobiła, jedyne, co mogła, na co było ją stać, przerażona krzyknęła; „Zostaw mnie!”. I tak właśnie odkryła, że potrafi posługiwać się mową węzy. Natychmiast pobiegła do ojca poinformować go o tym. Duma rodziców była nieopisana, a i poczucie wyjątkowości samej Mae było przeogromne, w końcu zawsze wiedziała, że jest inna, lepsza. Nawet dostała własnego pupil – kobrę egipską, nazwaną Letum, z którą połączyła ich wyjątkowa więź.
Posiadanie swojej pierwszej, prawdziwej przyjaciółki, nawet jeśli ta była tylko wężem, nie zgasiły jej potrzeby kontaktu z rówieśnikami, imprezy stawały się coraz rzadsze, więc jedyni ludzie, z jakimi miała kontakt to prywatni nauczyciele, którzy nauczali ją tego wszystkiego, czego zdaniem jej rodziny powinna wiedzieć. Chcąc, nie chcąc, już od najmłodszych lat musiała poznawać magię. Z utęsknieniem oczekiwała, aż rodzina pośle ją do jakiejś magicznej szkoły, z biegiem lat zrozumiała, że nic takiego się nie stanie, gdyż rodzina nie zamierzała wypuszczać ją z domu – skoro miała takich świetnych nauczycieli, to po co wyjeżdżać? I na nic zdały się jej prośby i błagania, a nawet, chyba pierwszy raz, poirytowała takim zachowaniem rodziców. Z czasem pogodziła się z tym, lecz gorycz pozostała.
Owszem, wiedziała, że wybuchł Kataklizm, przy którym kolejni członkowie rodu stracili życie, jednak nie odbiło się to mocno na jej rodzinie, jeszcze bardziej zamkniętej sobie, przekonanej, że mając pieniądze, mają wszystko. Ojciec podarował jej sztylet ze srebra – specjalny, do obrony przed wilkołakami, tak na wszelki wypadek. Od tamtej pory trzymała go zawsze za pasem.
Ogień trawiący wszystko, już wcześniej widziała ogromny, czarny dym, którego nie można było pomylić z żadnym innym zjawiskiem, lecz i tak poczuła bezsilność. Cały jej dom, majątek, ubrania, po prostu wszystko, znikało. Godzina spaceru potrafiła zmienić wiele – straciła wszystko i nic, w końcu ona przeżyła, kolejny raz w życiu miała głupie szczęście, które chyba zabrakło jej rodzicom. Dwa martwe ciała, jeszcze nieskalane płomieniem, lecz krwią, leżały u progu drzwi. Twarz szybko zalała się łzami, a ona czuła, że się sypie.
To, co znała, odeszło tak szybko, łatwo, a ona nawet podejrzewała czyja to sprawka.
Pieniądze nie potrafiły załatać wszystkiego, owszem, w świecie fałszu i manipulacji także miały znaczenie, ale urażonego honoru nic nie zdołało naprawić, a już z pewnością nie ignorancja. A dawni wrogowie nigdy nie zapominali dawnych szkód, zwłaszcza, że wcześniej udawano ich przyjaciół. Podejrzewała, że uczynił to właśnie jeden z takich rodów. Nie rozumiała jedynie, dlaczego pozwolili jej przetrwać. Litość? Brak świadomości o jej istnieniu? A może pewność, że i tak sobie nie poradzi w tym brutalnym świecie, wszak nazwisko Elev przestało już cokolwiek znaczyć, większość magów już o nich pozapominała.
Prawo dżungli, czyż nie?
Odeszła, gdy poczuła zapach spalenizny. Była całkiem sama, nawet jeśli przebywała z nią Letum, ona nigdy nie miała tyle swobody, w domu panowała kontrola… I poczuła ulgę. Teraz, gdy straciła wszystko, poczuła się panem życia, już nikt jej więcej nie powie, co ma robić, nie zabroni jej wyjść, porozmawiać z ludźmi, skosztować używek. Lecz wpierw trzeba przetrwać. Tylko tyle i aż tyle. Przychodziła do różnych domów, ludzie okazywali się aż nazbyt mili, to jednak jej nie powstrzymywało przed okradzeniem ich.
Pierwsze morderstwo było dziwnym, ale przede wszystkim ciekawym doznaniem i całkowicie nieplanowym. Mężczyzna, który wpuścił ją do domu, zażądał od niej usług, których nastolatka nie zamierzała spełnić, brzydząc się całkowicie tym człowiekiem. Położyła torbę na ziemi i kazała Letum ugryźć go, a następnie uciekły, przez kilka dni żyła w pełnym strachu, że się wyda i że zostanie zamknięta, jednak nic takiego się nie stało. Taka sytuacja powtórzyła się również w Cross City, do którego kobieta przybyła, aby nie żyć całkowicie w dziczy, sama nie wie, co akurat w tych okolicznościach było takiego niezwykłego, lecz co miesiąc, jako duch objawia się jej ten mag, szycha, znana z tego, że lubił zapraszać do siebie panienki – podejrzewano, że to właśnie jedna z nich się chciała się go pozbyć i znów żadne ślady na nią nie wskazywały.
Pewnego razu w 2020 znalazła w mieszkaniu naszyjnik, który po założeniu przeniósł ją do innego miejsca, pełnego magii, pułapek oraz zagadek do rozwiązania. Na wskutek małego błędu straciła włosy, które zdążyły już na szczęście trochę odrosnąć, ukradła trochę składników, później sprzedanych oraz zabrała księgę - "Almanach Losu". Po wydostaniu się z owego labiryntu dowiedziała się o nieprzyjemnej rzeczy - została narzucona na nią klątwa! I to jedna z tych najgorszych - śmierdziała tak okrutnie, że nikt nie mógł przebywać w jej otoczeniu. Po zabraniu co cenniejszych rzeczy, wyruszyła z miasta i znalazła kogoś, kto pomógł jej pozbyć się przekleństwa, omijając tym samym ponownego ataku na Cross City, i niedawno wróciła z powrotem.
Charakter:
Tu coś będzie za niedługo.
Wygląd:
Tu też