Strona 1 z 1

Reno Coulter

: ndz paź 04, 2020 11:18 pm
autor: Reno Coulter
Imię i nazwisko/pseudonim:Reno Coulter
Data urodzenia:3.03.1990
Data przebudzenia/przemiany: 10.08. 2006
Rasa: Zmiennokształtny
Zwierze totemiczne: łasica
Wygląd:

Obrazek
Chłopak o zwykłej budowie ciała. Posiada ciemne, brązowe oczy oraz rude, podchodzące pod czerwień- włosy.
Jego Głos
Ubiera się różnie, wszystko zależy w czyich rekach jest oraz czy stać go na kupowanie...
Zazwyczaj jednak posiada przetarte bojówki, koszule i na niej jakaś bluzę czy katanę.
Dookoła szyi przewiązuje sobie chustę w kratę, zakrywając tym samym blizny po noszeniu obroży dla niewolników.
Pod chustą nosi Wisior swojego zwierzęcia totemicznego
Ma wypalony glif "niewolnik" na wewnętrznej części dłoni oraz nieposiana palca serdecznego prawej ręki.

z brodą:
Obrazek
Jako łasica:
Obrazek

Osobowość:
  • Spokojny i wesoły
  • Potrafi być poważny
  • Skupiony na swym zadaniu
  • Rozwiązły- nie zawsze ale lubi seks
  • Zdarzają się mu zachowania autodestrukcyjne
  • Nie przepada za nieumarłymi, czuje przy nich lekki dyskomfort
Historia:
Nie rzucał się nigdy nazbyt w oczy, stał na uboczu. Zafascynowany technologią mugolska i nie tylko. W szkole zbudował swojego robocika Davida i potem dla swojej przyszywanej siostry ptaszka. chodząc do szkoły poznał swego ojca, nie polubił go.
Życie szło mu powoli. Po kataklizmie przebywał poza strefa czarodziejów. Jako łasica sobie powoli dawał radę. Często wpadał do obozu do Elekty. W końcu jednak wyruszył odnaleźć ojca.

Wybrałem się do tego Londynu wiedząc co może mnie tam spotkać, mimo to chciałem się dowiedzieć kilku rzeczy. A tego nie mogłem wśród czarodziejów. Ruiny Londynu nie były i nie są do tej pory bezpiecznym miejscem, tym bardziej dla kogoś poza tych terenów. Szedłem ostrożnie jako człowiek, czując na sobie jednak jakieś spojrzenia. Nie wiedziałem co mi się aż włosy na karku jeżyły. nie mogłem wrócić, bo co to miało być za życie? wieczna łasica? lubiłem być zwierzakiem ale nie chciałem się tak całkiem odczłowieczyć. Przemierzając tak Londyn tylko utwierdzałem się w fakcie, że nie mógł tutaj nikt przeżyć kataklizmu. Przechodząc przez ulice witała mnie grobowa cisza, której było jednak wyczuć się coś więcej. Ostrożnie szedłem dalej mając nadzieję, że jakoś dam sobie radę. W końcu do tej pory dawałem nie? Przemierzając ulice, którymi kiedyś przechodziłem zauważyłem jakiś ruch. zlekceważyłem to i to był mój błąd. Niedługo potem zauważyłem te same żywe trupy co kiedyś, jak byłem an wyprawie w Londynie. Nie miałem najmniejszej ochoty na bliskie spotkanie z tym czymś. Od razu się wycofałem. Pech chciał, ze ich było dużo! Skąd się kurcze wzięli, przecież nie słyszałem ich. A może słyszałem ale lekceważyłem to jakoś tak podświadomie? Nie miałem zamiaru umierać, o nie tego nie było w moich planach. Ale ich było tak dużo, byli wszędzie, wyłazili niczym jakieś robactwo. Tak byłem przerażony tym widokiem. zmieniłem się w łasice i zacząłem uciekać gdzie mnie łapy poniosły, najlepiej tam gdzie niby nie powinny oni móc wejść. Tylko to miasto to ruina, wszystko w każdej chwili mogło się zapaść albo zawalić. Zatrzymałem się w końcu łapiąc oddech, sam nie wiem nawet gdzie teraz byłem. Nie zwracałem uwagi na ulice i budynki. tka teraz dopiero się rozejrzałem uważniej. Wróciłem do swojej postaci. Nie kojarzyłem tego miejsca. Usiadłem na masce zniszczonego samochodu. Musiałem pomyśleć gdzie teraz iść. Za długo rozmyślałem jak widać, bo trupy nie wiem czy te same czy inne zaszły mnie. dobrze, że umiałem się w miarę bić. To jedyne w tym momencie mogłem robić. Tylko co mi po tym skoro im to nic nie zrobi? Kiedy tylko nadarzyła się okazja znowu zacząłem uciekać i może by mi się udało. pech chyba sobie mnie upatrzył. Zawaliła się pod mną drogą. Pal licha jakby pode mną. Ale to pociągnęło się dalej i te cholerstw tez zleciały. Przysypało mnie i to nie na żarty. Bolała mnie klatka piersiowa czy coś tam takiego.Byłem zbyt zmęczony aby się przemienić albo próbować wydostać spod tych gruzów. Szykowałem się na to, że jednak to może być koniec. wolałbym inaczej skończyć. dopadły mnie już prawie. Wtedy właśnie zobaczyłem jakieś postacie i... tyle z tego co pamiętałem.

Kiedy się obudziłem byłem w jakimś poniszczonym pomieszczeniu. Nie kontaktowałem za bardzo. Rozejrzałem się wtedy jakaś nie duża postać wybiegła z pomieszczenia.Nie zeżarło mnie nic więc tyle dobrego. Chciałem się podnieść chociaż na łokcie. Nie podołałem jednak od razu poczułem ból w klatce piersiowej.. No gdzieś tam. opadłem z powrotem. Na co? To łóżkiem na pewno nie było. Za twarde. Był to stół? Tego mi brakowało aby teraz co innego chciało zjeść. Westchnąłem i przejechałem sobie dłonią po twarzy. Teraz skierowałem wzrok an siebie. Byłem w bandażach. Moje ubranie, które miałem wcześniej... Cóż było zniszczone. Będę musiał sobie znaleźć. Leżałem i czekałem sam nie wiem na co lub na kogo. Zamknąłem znowu powieki. Zmęczony byłem, nie aż tak jak wcześniej ale nadal. Do pomieszczenie ktoś wszedł i nie był sam. Otworzyłem oczy i spojrzałem na osoby. Lekki szok mnie złapał. Był to nie kto inny jak mój "ukochany" ojczulek. Jakbym miał siły to na pewno bym mu teraz przywalił za to co zrobił, a może raczej czego nie zrobił. Nie miałem ochoty na nich patrzeć, nie ważne kim by tutaj byli. Nie słuchałem tego co mówili. Odwróciłem tylko głowa w druga stronę i wpatrywałem się w swoja brudna torbę. Miałem nadzieję, że Davidowi się nic nie stało po tym przysypaniu. Kiedy w końcu wszyli odetchnąłem z ulgą. Spróbowałem znowu wstać. Było ciężko i zleciałem ostatecznie z tej imitacji łóżka. nie narobiłem tym tyle hałasu skoro nikt nie przyszedł. Jakoś dotarłem do torby i wyciągnąłem Davida. nie było z nieźle ale musiałem trochę go naprawić. Zabrałem się od razu, mimo że wszystko mnie bolało. Naprawiając go mogłem odejść myślami od ojca i od tego bólu. Nie fizycznego, bo dam sobie radę z tym ale tego wewnątrz mnie.

****
W między czasie wiele się wydarzyło, od problemów z pamięcią, które tylko się pogłębiały, po spotkanie Garreta, który stał się dla mnie kimś więcej.
Niestety wiele nie pamiętam. Ten wampir, jego uśmiech i głos. Głównie to nawet zapominam już jak wygląda. Nie chce zapomnieć ale boję się, ze tak się stanie...

***
Ostatnie miesiące minęły mi.. szybko. Wędrowałem z Garretem i kiedy się rozdzieliliśmy poczułem ukłucie. Niedługo po niem zasnąłem. Obudziłem się w jakimś wozie z kilkoma innymi osobami, miałem ręce związane ku tyłowi. Trochę kręciło mi się w głowie. Może temu do razu nie zacząłem pytać. Dopiero widząc miasto, do którego wjeżdżaliśmy mój umysł wracał do pełni sił. Nadal czułem się jakoś taki... otumaniony? Wprowadzono nas do pomieszczenia, w którym nas przebadano i coś tam jeszcze. Na koniec zabierano do innego pomieszczenia i dalej. Kiedy padło na mnie kazano mu usiąść an krześle i zadawano dużo pytań. Nie mogłem się skupić i trudno było mi odpowiadać. Zresztą... Nie umiałem an nie odpowiedzieć. Nie wiedziałem skąd jestem w ich bazie, dlaczego nie mam obroży... w ogóle jakąś powinienem mieć? Nic z tych rzeczy nie kojarzyłem nawet. To im się niezbyt podobało, twierdzili, ze kłamie ale po co miałbym. Niektórzy ze strażników widząc mnie podśmiewali się i cos tak zagadywali. Zdawali się mnie znać lub kojarzyć. Szkoda, ze to tylko z jednej strony, ja nie kojarzyłem typów. Ostatecznie dostało mi się za rzekome kłamstwa w mordę kilka razy i nie tylko. Nadano mi jakieś numery, założono obrożę i wystawiono. Jakoś chętnych nie było.
Jakoś w końcu za "grosze" zakupił mnie właściciel jednego z warsztatów. Oprócz kojarzenia mnie z fachu ulicznego, co sam przyznał, ze kojarzył mnie z tego, ponoć widział jakie rzeczy robię. Po zakupie od razu wysłał mnie na różne badania, pewnie chciał sprawdzić czy mu feralnego towaru nie wcielili ci z areny. Po za problemami z narkotykami, które no miałem a na arenie to szprycowali nie tylko mnie, wiec uznawałem to za normę. Zresztą mniej bolało wtedy. Medyk zdiagnozował, ze coś nie tak z pamięcią u mnie i przepisał odstawienie narko i dał jakieś tam eliksiry. Nakazał tez pracę nad pamięcią jakimś tam. Nie wiem nie mi to gadał tylko mojemu...panu.
Do tej pory pracuje u niego i w ogóle. Nie jest zły. Jeść co mam, dach nad głową też, ubrania również. Nie zarabiam i nie mogę decydować o sobie ale koleś jest spoko i nawet zaoferował, że jak popracuje u niego kilak lat to mam szanse na spłatę siebie, leczenia i takie tam, to może zatrudni mnie wtedy jako pracownika, wolnego człowieka.



Atrybuty:
Atrybuty mentalne:5
Percepcja:●●ooo
Inteligencja:●●●●o
Siła Woli●●●oo
Atrybuty Fizyczne: 7
Siła :●●ooo
Zręczność:●●●●●
Wytrzymałość:●●●oo

Wady:
Bękart (1)
Otwarta Księga (3)
Ciekawość (2)
Fobia (1) Żywe trupy
Przeklęty

Zalety:
Bijatyka (3)
Oburęczność (3)
Szybki refleks (2)
Ukrywanie się(2)
Ucieczka (2)
Uzdolniony (2) Mechanika i mechanika magiczna

Zdolności rasowe: 30 pkt. + 10 pkt. treningu ze starego wiza = 40
-Twardy żołądek (2) - 10 pkt.
-Twarda Skóra - 10 pkt.
-Wytrzymałe łapy - 5 pkt.
-Kamuflaż (1)- 5 pkt.
-Leczący dotyk -*1 poziom -koszt: 5 pkt. - dotykasz miejsca skaleczenia, jesteś w stanie wyleczyć nie duże skaleczenie. Można wyleczyć 5 pkt. życia
-Maskowanie - 1 poziom -koszt: 5 pkt. - Potrafisz zmienić swoją woń na woń swojego patrona.


Rodzina:
Ellen-Matka,
Colin- ojczym,
Zack- brat,
Jacob Jakowlew- ojciec,
przybrana siostra- AJ

Re: Reno Coulter

: ndz paź 04, 2020 11:19 pm
autor: Reno Coulter
Galeria

Za młodu
Obrazek Obrazek

Szkoła
Obrazek

Po szkole

Obrazek Obrazek Obrazek

Okres niewolnictwa i tym co było po nim

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obecnie
Obrazek Obrazek Obrazek